Przyjechałem na łowisko tylko z psem wybierając dzień w środku tygodnia. Dzięki temu, nie miałem problemu z wyborem stanowiska, jako jedyny łowiący w tygodniu. Po pierwszym zlustrowaniu wody i ustaleniu kierunku wiatru, zdecydowałem się wybrać na zasiadkę cypel -chyba najbardziej popularne miejsce na tym łowisku. Rozłożyłem sprzęt i z właścicielem wody, Januszem wypłynąłem łodzią trochę zanęcić. Wytypowałem dwa miejsca do łowienia po obu stronach zatopionego drzewa. Po wrzuceniu sporego wiaderka ziaren i kulek zabrałem się za montowanie zestawów. Na pogawędkach z właścicielem łowiska czas mijał szybko. Martwił się on trochę silnym wiatrem i tym, że wieje do zatoki na przeciwległym brzegu. Ja natomiast wierzyłem w stare i trudne rejony łowiska i w to że ryby będą się chciały ukryć w bezpiecznych, sprawdzonych kryjówkach.
Jednak do końca dnia nie miałem żadnego brania, a ryby nie dawały oznak żerowania w żadnym rejonie. Po kolacji położyłem się wcześnie spać i wtedy, koło godziny 21 woda się obudziła . Ryby było słychać z właściwie każdej strony i to z dużą częstotliwością.
Wyszedłem z namiotu żeby ocenić gdzie jest najwięcej spławów. Po chwili na jednej z wędek wyjazd, zacięcie i ryba siedzi! Wzięła na choinkę z kukurydzy. Szybkie pompowanie, żeby nie zaparkowała pod konarami zatopionego drzewa i już widzę, że nie jest to duży okaz. zgodnie ze swoim zwyczajem z wędką w akcji rozkładam podbierak (nie zapeszam i nie rozkładam podbieraka przed pierwsza rybą), no i po chwili 4 kilogramy karpia, lądują na macie. Szybka sesja zdjęciowa i do wody.
Zadowolony, że coś zaczęło się dziać, poszedłem do namiotu. Pies już mocno spał, chrapiąc jak górnik po nocnej szychcie. Wiatr trochę zelżał, więc mogłem i ja zapaść w sen. Nad ranem budzi mnie centralka (najlepsza pobudka jaką można sobie wyobrazić), zacięcie i ryba znowu siedzi! Tym razem branie na bałwanka – Krab/Banan/Ananas. Ryba walczy bardzo dzielnie i trudno mi jest ocenić ile może mieć kilogramów. Karpie z tego łowiska znane są z waleczności więc dopiero po paru minutach pompowania ładna siódemka ląduje w podbieraku, znowu szybka sesja zdjęciowa i uśmiech na twarzy.
Poranek dobrze się zaczął, wiec nie ma co wracać do śpiwora. Rozpoczynam nowy dzień od śniadania, porannej toalety i bacznej obserwacji wody. Widzę, że ryby bardzo intensywnie zaczęły zerować po prawej stronie cypla, a w miejscu gdzie nie nęciłem, i nie ustawiłem wędek. Po godzinie, dwóch spoglądania na to żerowanie decyduję się zanęcić miejsce samymi kulkami. Wybór pada na dwa smaki – Czosnek/Orzech Tygrysi i Krab/Banan. Po wrzuceniu paru kilo z kobry, montuję trzeci zestaw, na który zakładam jedną kulkę Krab/banan i do wody. I znowu czekanie.
W ciągu dnia zdążyły przejść dwie potężne burze, które porwały moja matę na przeciwległy brzeg i zalały całą okolice. Musiałem większość czasu spędzić w namiocie mając nadzieje, że sprzęt wytrzyma i ciesząc się że nie zdecydowałem się rozbić namiotu pod jakimś drzewem. Wieczorem wiatr ucichł, i niebo zrobiło się czyste, a woda spokojna. Księżyc jasno świecił, gwiazdy błyszczały, a w oddali za linią lasu rozbłyskiwały jeszcze burze. Do tej pięknej scenografii dołączył jeszcze spektakl spadających planetoid. Gdyby nie to, że byłem bardzo zmęczony po całym dniu walki z żywiołem, przesiedziałbym całą noc w fotelu gapiąc się w niebo i kontemplując uroki przyrody. Zdecydowałem się jednak położyć spać.
Ledwo zamknąłem śpiwór i zgasiłem światło – o godzinie 22-giej kolejny wyjazd! Branie na bałwanka Papryka/Ryba/Ananas. Po krótkiej walce karp niecałe 4 kg ląduje na brzegu. Dwa selfie przy jasnym niebie i idę spać. Dokładnie o godzinie 23-ciej następne branie, z zanęconego nad ranem miejsca. Ryba wybiera żyłkę jak szalona, zacięcie i już wiem, że coś większego siedzi na haku. W takich sytuacjach najlepiej testuje się jakość i wytrzymałość sprzętu. Odjazdy, parkowania, pompowanie i wszystkie znane sztuczki pokazuje właśnie ten karp, który w środku nocy walczy jak szalony. „Godny przeciwnik Hannibala”, myślę sobie (– naszego nowo testowanego smaku Krab/banan) Po około pół godzinie walki, zmęczony karp pełnołuski ląduje w podbieraku. A ja doznaje ponownego szoku, gdyż ryba waży niecałe 7 kg, a podczas holu myślałem ze mam na haku coś większego niż 15 kg. Tak właśnie zachowują się ryby na tym łowisku.
Zmęczony walką kładę się ponownie do namiotu, ale zanim zmrużyłem oczy o 24-tej następny wyjazd, zacięcie i ryba siedzi. Znowu wzięła na kulkę Krab/banan i z tego samego miejsca co przed chwilą, trafił się pełnołuski. Holuje pewnie, ale ryba zaparkowała w zaroślach. Daje jej trochę czasu i podciągam, niestety nie chce się ruszyć. Sprawdzam żyłkę i nie wierze – to nie zarośla tylko konary zatopionego drzewa. Mam kompletnie unieruchomiony zestaw. Staram się ją wywabić, ale po kilkunastu minutach prób wyjęcia jej spod zaczepu, decyduje się na zerwanie zestawu. Szybki montaż i przed godziną pierwszą ponownie zarzucam wędkę w to samo miejsce. Już miałem się położyć w końcu spać, kiedy rozlega się sygnalizator wzywając do zacięcia. Szybki ruch wędką i ryba siedzi na haczyku. Tym razem branie nastąpiło na smak serowy. Karp 4 kilo, po paru minutach jest już na macie. Piękna pogoda, piękne niebo i piękne walki z rybami, więcej niczego nie potrzeba, ale zmęczenie daje się coraz bardziej we znaki. Decyduje się zostawić tylko jedna wędkę w wodzie aby trochę dospać. Smak Krab/banan musi wystarczyć, pomyślałem i poszedłem w końcu do namiotu. O godzinie 8-ej wyjazd, szybkie zacięcie i ryba siedzi! Karp prawie 8 kg i obowiązkowa sesja zdjęciowa.
Zmęczony, ale zadowolony decyduje po śniadaniu, że czas składać obozowisko. Nie zmieniając kulki wrzucam ją od niechcenia jeszcze raz do wody i przy pakowaniu gratów do samochodu, mam następne branie! Zacięcie i mogę sfotografować ładnie wybarwionego pięciokilogramowego karpia.
Reasumując była to jedna z najlepszych zasiadek w moim życiu. Może nie obfitowała w rekordowe ryby, ale połączenie uroków przyrody z testowaniem nowych smaków, które doskonale sprawdziły się nad tą wodą, plus stuprocentowa skuteczność zestawów końcowych przy zacięciu i holu ryb, dało mi pewność obranej drogi i niesamowitą satysfakcję.
-Paweł